Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Indyjski pociąg jest jak mała wioska (reportaż)

inforail
05.02.2017 08:24
0 Komentarzy

Wyruszając ze stacji,indyjski pociąg staje się małą wioską i bazarem na kółkach. Koleje to w Indiachważna instytucja – codziennie pociągami podróżuje tu 22 mln ludzi, rocznie 8mld. Indusi jeżdżą do rodziny, na pielgrzymkę i do pracy, rzadko turystycznie.

Lakshmi Kaur była już mocno spóźniona. Pociąg do Dźammuodjeżdżał za pięć minut, a 20-letnia dziewczyna utknęła przed skanerami nastacji w Nowym Delhi. Przejście zatarasowali kuli, pociągowi tragarze, niosącyna głowach ogromne paczki zaszyte w płótno. Każdy musiał zdjąć je z głowy iwrzucić na taśmę, która wjeżdżała do skanera, co trwało wieki.

Przeciskając się przez grupkę tragarzy odzianych w czerwonekoszule i z chustami na głowach, Lakshmi zawołała głośno: „Dajcie mi przejść!”.Zdesperowana, dała jednemu tragarzowi kuksańca pod żebro, drugi zachwiał się zpaczką i przeklął siarczyście. „Przepraszam!” – krzyknęła Lakshmi po angielsku,nie dając za wygraną.

Tłum rozstąpił się trochę, bo Lakshmi ze swoim turystycznymplecakiem i w modnym T-shircie wyglądała na turystkę, być może Induskę prosto zUSA, odwiedzającą kraj swoich dziadków. „Czasami taka taktyka pomaga, wystarczytrochę angielskiego z dobrym akcentem i tupet” – tłumaczy ze śmiechem.

Lakshmi od urodzenia mieszka w Delhi, choć jej rodzina pochodziz Pendżabu. Jest ekspedientką w modnym salonie z torebkami w jednej z galeriihandlowych w bogatszym, południowym Delhi. Tam nauczyła się angielskiego, torobi wrażenie na klientach i pozwala awansować. Przebojowa i odważna była odzawsze.

„Sama też podróżuję!” – uśmiecha się, łapiąc oddech. Dopociągu wpadła w ostatniej chwili. „Induska podróżująca sama, bez męża, bezbrata i bez rodziny. To się ludziom nie mieści w głowach” – dodaje rozglądającsię po przedziale.

Niebieski wagon nie ma zamykanych przedziałów. Na każdejściance przedziału są trzy łóżka, do tego dwa kolejne w przejściu. Przestrzeńwykorzystana do granic możliwości. To tzw. sleeper, klasa wagonów sypialnychbez klimatyzacji, jedna z najtańszych, bo tańsze są tylko wagony z siedzeniamii klasa ogólna bez rezerwacji.

„Kiedy przyjdzie konduktor, znajdzie się dla mnie jakieśłóżko” – rzuca pewna siebie. System rezerwacji jest w Indiach skomputeryzowanyi bardzo skomplikowany. W każdym pociągu jest pewna pula biletów dlazagranicznych turystów, żołnierzy, pracowników kolei i urzędników. Za dodatkowąopłatą można dostać bilety z puli „na ostatnią chwilę” albo liczyć, że ktośzrezygnuje z podróży. Na początku składu często wiszą ogromne listy pasażerów.Przezorni rezerwują jednak bilety na tygodnie i miesiące wcześniej.

„Ale nie ja. Trzeba znać system, można się dogadać. Pociągto taka mała wioska na kółkach” – mówi.

Pociąg wlecze się przedmieściami Delhi, ale w środku ruchnie ustaje. Zaczyna się wędrówka żebraków, niepełnosprawnych zamiataczywagonów, którzy za kilka monet sprzątają śmieci.

Ciurkiem, jeden za drugim, niemal wchodząc sobie na głowę,ciągną sprzedawcy plastikowych zabawek, wody i przekąsek. Jak na bazarze,modulując głos, zachwalają pistoleciki na wodę i chińskie breloczki, podsuwająpod nos solone ogórki, słodkie arbuzy i pachnącą prażoną kukurydzę. Reagują nakażdy gest klienta i podchwytują spojrzenia.

Do wagonu wpadają hidźrowie, mężczyźni przebrani za kobiety.Nikogo nie dziwi ich widok, lecz zapada cisza. Według tradycji hidźra możezapewnić płodność młodej parze i dlatego zaprasza się ich na wesela. Mogą teżsprowadzić klątwę bezpłodności. Wielu hidźrów, przebranych w sari, noszącychbiżuterię i makijaż, trudni się prostytucją.

Podchodzą do podróżnych i za kilka drobniaków imbłogosławią. Przysiadają się do dwóch młodych mężczyzn, którzy ociągają się zbakszyszem, czyli zapłatą. „No daj, słodki młodzieńcu, daj chociaż buziaka” -mówi hidźra. Młody chłopak pospiesznie wyciąga pięćdziesiąt rupii.

Wszyscy oddychają głębiej. Dwóch młodzieńców, studentów zKaszmiru, zamawia czaj – herbatę z mlekiem. Pendżabska rodzina pośpiesznierozkłada na pryczy kraciastą chustę. Mama wyjmuje gorącą zupę soczewicową, a zblaszanego pojemnika placki.

„Jedziemy do Ćandigaru odwiedzić rodzinę” – mówią zgodnieSharmowie. „Wyjazd zaplanowaliśmy dawno. Teraz może byśmy przełożyli, boostatnio nie jest lekko”. Tłumaczą, że w Delhi prowadzą mały sklep i podczasniedawnej reformy monetarnej, gdy wycofano z obrotu banknoty 500- i 1000-rupiowe,bardzo spadły im obroty.

„Ale to wszystko dla dobra Indii. Premier Modi wie, corobi!” – mówi pan Sharma. Jego rodzina w Pendżabie ma głosować w lokalnychwyborach na partię rządzących. „No i walczy z terroryzmem” – dodaje patrzącspode łba na współpasażerów.

Kaszmirscy studenci, już na osobności, paląc papierosy wotwartych drzwiach wagonu, mówią, że to było właśnie o nich. „Powinniśmyzareagować, bo teraz każdy z Kaszmiru jest brany za terrorystę”. W Kaszmirze odwielu miesięcy trwają protesty przeciw rządowi w Delhi. Studenci nie chcąjednak robić sobie kłopotów. Mówią, że i tak coraz trudniej jest znaleźć cośpod najem w stolicy. „Muzułmanie są na celowniku” – dodają smutno.

„A ja jadę do Kaszmiru trochę turystycznie, trochę na pielgrzymkę”- rzuca Lakshmi Kaur, by rozluźnić atmosferę. „Do Dźammu, potem może doAmarnath, gdzie jest słynna linga (obiekt kultu) boga Śiwy!” – dodaje.

„Teraz może być za zimno, tam jest wysoko. Za wcześnie napielgrzymkę” – ożywiają się studenci. Ktoś z rodziny pracował przy obsłudzepielgrzymów. „Za to można pojechać do Kaszmiru i zobaczyć prawdziwy śnieg!” – zapewniająjeden przez drugiego.

Przychodzi konduktor. Lakshmi bez strachu pokazuje bilet. Dorozmowy z konduktorem włączają się studenci i zaraz państwo Sharmowie. Znajdujesię łóżko dla dziewczyny, a jeden ze studentów dostaje kawałek derki i kładziesię na ziemi.

„Mówiłam, że się uda? Pociąg jest jak mała wioska” – mówiLakshmi.


Komentarze